Przez ostatnich kilka miesięcy przemierzaliśmy kolejne, tematyczne części wystawy „Gmina Lubin – wczoraj i dziś”, by dotrzeć do ostatniego jej etapu, miejsca w którym chyba każdy zwiedzający w wieku 40+ i więcej odnajduje obrazy ze swojej przeszłości, wnętrza, w których był i które przywołują wspomnienia…

Magdalena Dubińska, dyrektor OKGL i Tadeusz Kielan, wójt gminy Lubin podczas otwarcia wystawy „Gminy Lubin – wczoraj i dziś”.

Magdalena Dubińska, dyrektor OKGL i Tadeusz Kielan, wójt gminy Lubin podczas otwarcia wystawy „Gminy Lubin – wczoraj i dziś”.

O ostatnim etapie naszej sentymentalnej podroży rozmawiamy z Magdaleną Dubińską, dyrektor Ośrodka Kultury Gminy Lubin.

Magdalena Dubińska: Aranżując nasz kącik klubowy chcieliśmy przenieść zwiedzających do czasów, kiedy bardzo popularne, zwłaszcza u nas na Dolnym Śląsku, były świetlice, funkcjonujące na zupełnie innych zasadach niż te współczesne. Teraz spotkamy się w nich okazjonalne, kiedyś to był rytuał dnia codziennego, czas relaksu po pracy, po domowych obowiązkach. Można było pograć w szachy, poczytać gazetę, czy prostu porozmawiać. Ale ta część ekspozycji to także wyposażenie mieszkań czy domów charakterystyczne dla lat 50, 60 i 70. Myślę, że i dziś znaleźlibyśmy gospodarzy, którzy z tym klimatem nie chcieli się pożegnać. Przekraczając ich próg przenosimy się w czasie. Sentyment i przywiązanie biorą górę nad modą czy wygodą. Co ciekawe, mimo totalnej zmiany designów na przestrzeni lat, można zauważyć, że wnętrza sprzed kilkudziesięciu lat stają się inspiracją dla współczesnych projektantów. Stolik kawowy z fotelami – to design, który z powodzeniem znajdziemy dziś na rynku.

Prezentowany na wystawie syfon, to absolutnie jeden z ważniejszych symboli PRL.

Tak, chyba każdy miał go w domu. Kto nie miał korzystał z saturatora. Lubinianie doskonale pamiętają ten, który stał przy domu towarowym. Tam można było również nabijać domowe saturatory. Woda z nich smakowała zupełnie inaczej, niż tak którą kupujemy dziś w plastikowej butelce w supermarkecie.

Kolejny znak czasu to furo z lisa. Kobiety w tamtych czasach dzieliły się na dwie grupy, albo były jego szczęśliwymi posiadaczkami, albo o nim marzyły.

Posiadanie futra z lisa świadczyło o wysokim statusie materialnym, zdecydowanie wyższym niż posiadaczki futra z nutrii. Bywało, że było ono przedmiotem zazdrości koleżanek. Takiego futra nie nosiło się na co dzień. Towarzyszyło szczególnym wydarzeniom.

Ta ostania część wystawy to także miejsce, w którym można usiąść i wrócić pamięcią do lat minionych.

Taki był zamysł stworzenia tego miejsca. To także swoistego rodzaju łącznik dat z przeszłości. Oprócz kącika klubowego znajduje się tam biurko, maszyna do pisania, telewizor, adapter – przedmioty, które pozwalają nam odtworzyć atmosferę tamtych czasów. Toaletkę, którą prezentujemy doskonale pamiętamy z domów naszych babć, cioć czy rodziców. Podobnie jak stół, który miał zupełnie inny wymiar niż ten kuchenny. Towarzyszył wszystkim najważniejszym wydarzeniom, bo przecież życie towarzyskie toczyło się przede wszystkim w domach, w domach również organizowane były uroczystości rodzinne. Właśnie przy tym stole, z porcelanową zastawą i kryształami, które był wyznacznikiem luksusu.

Trendy w modzie wracają jak bumerang. Czy aranżacje i przedmioty PRL-owskiej świetności wrócą na salony?

Część już powróciła. Znów przecież nosimy futra, tylko one trochę inaczej wyglądają. Kryształy wyniesione kilkadziesiąt lat temu na strych czy do piwnicy wracają na nasze stoły, komody czy do kredensów. Stare meble – to także przedmiot pożądania wielu młodych ludzi. Warto odnowić coś, co jest już stare, co było używane – bo to przedmioty, które mają duszę. Mam nadzieję, że tę duszę odnajdą państwo w naszym gminnym mini-muzeum.

Dziękujemy za rozmowę