Atak na Wieluń, rozpoczynający II wojnę światową rozegrał się niemal na jej oczach. Od sceny tego dramatu dzieliło ją zaledwie siedem kilometrów. Mimo, że minęło 80 lat pani Irena Włodarczyk z Obory do dziś pamięta te chwile, jakby wydarzyły się zupełne niedawno… Miała wówczas zaledwie 10 lat. W tym roku obchodzi swoje 90. urodziny, a przy okazji jubileuszu chętnie wraca do swojej przeszłości, także tej radosnej, bo i takiej przecież w życiorysie dostojnej Jubilatki zabraknąć nie mogło.

1 września 1939 roku między godziną 4.35 a 4.45 hitlerowskie samoloty zaatakowały Wieluń. Pani Irena z rodziną mieszkała w podwieluńskiej miejscowości Biała.

– Taki był huk, że trudno go opisać. Początkowo nie wiedzieliśmy, co się stało. Długo jednak na odpowiedź nie musieliśmy czekać. We wsi pojawili się Niemcy na motocyklach, uzbrojeni w karabiny maszynowe. Trwała wojna, a od regularnych działań wojennych dzieliło nas zaledwie kilka kilometrów – wspomina pani Irena Włodarczyk.

Potem scenariusz pisało życie okupowanej Polski. W 1940 r. rodzina pani Ireny musiała opuścić dom w Białej.

– Wywieźli nas najpierw do Łodzi, a potem do Grybowa. Właśnie w Grybowie było najgorzej. Tamtejsi gospodarze musieli oddawać nam, przesiedleńcom pokoje w swoich domach, a bochen chleb dzieliliśmy na 15, a czasem nawet i więcej osób – wspomina Jubilatka.

Potem, po zatrzymaniu w czasie „łapanki”, pani Irena trafia na roboty do Niemiec, gdzie szczęśliwie udaje jej się doczekać końca wojny. Ale to jeszcze nie czas szczęśliwego zakończenia. Rodzinny dom w Białej okazuje się doszczętnie zniszczony w wyniku działań wojennych. Między inny ten fakt ma wpływ na decyzję pani Ireny, by wyjechać za zachód: za pracą i lepszym życiem…

Do Obory przejeżdża w 1950 roku i tu już zaczyna się ta zdecydowanie lepsza część życia dostojnej jubilatki. Ślub i dzieci: w 1952 roku na świat przychodzi pierwszy z synów, potem dwie córki w 1953 i 1955 r., a w 1960 roku rodzi się kolejny chłopak. Ten najmłodszy właśnie dał się pani Irenie najbardziej we znaki.

– W dzień spał, w nocy chciał się bawić. Mąż kazał mi zrezygnować z pracy, po powiedział, że zwariuję – wspomina z uśmiechem jubilatka. – Dopiero gdy trochę podrósł mogłam znowu pracować – dodaje pani Irena i przyznaje, że na brak zajęć nigdy nie narzekała. Dwa lata pracy w przedszkolu, potem PGR, aż do emerytury, a do tego działalność społeczna i kulturalna. Pani Irena pełniła funkcję radnej Gminy Lubin. Działała także w kole gospodyń i amatorskim teatrze Liga Kobiet, który wystawiał spektakle w całej gminie.

– Choć przy czwórce dzieci, pracy zawodowej i teatralnych próbach czasu zostawało niewiele i do objazdowego kina czasem udało nam się wybrać. Chodziliśmy z mężem na zmianę, raz on raz ja, bo ktoś przecież musiał w domu zostać – opowiada pani Irena.

Czasu zostawało trochę także na pasję, a było nią robienie na drutach dzięki czemu cała rodzina regularnie obdarowywana była własnoręcznie zrobionymi swetrami, czapkami, rękawicami i skarpetami.

– Biednie było, ale wesoło – mówi jubilatka.

Pani Irena doczekała się sześciorga wnucząt i siedmiorga prawnucząt. Do dziś mieszka w Oborze.

W jubileuszu 90- lecia Ireny Włodarczyk uczestniczyła rodzina, ale z życzeniami dalszych lat w zdrowiu wszelkiej pomyślności pojawili się także wójt Gminy Lubin Tadeusz Kielan oraz sołtys Obory Krzysztof Kandut.

(MG)