Franciszek Hawrysz z Gorzycy zdobywa nagrodę za szkolne wspomnienia pełne historii

Franciszek Hawrysz z Gorzycy zdobywa prestiżowe wyróżnienie za poruszającą opowieść o szkolnych latach w trudnych czasach. Jego wspomnienia to nie tylko historia edukacji, ale także świadectwo determinacji i pasji do nauki mimo wojennych przeciwności.
- Gorzyca dumna z Franciszka Hawrysza i jego literackiego sukcesu
- Życie i działalność Franciszka Hawrysza – przykład dla mieszkańców Lubina
Gorzyca dumna z Franciszka Hawrysza i jego literackiego sukcesu
Franciszek Hawrysz, znany i ceniony mieszkaniec Gorzycy, został uhonorowany w XIV edycji Dolnośląskiego Konkursu Literackiego organizowanego przez Dolnośląską Bibliotekę Publiczną we Wrocławiu. Tegoroczna edycja konkursu skupiła się na temacie „Moje szkolne wspomnienia”. Praca pana Franciszka wyróżniła się autentycznością oraz głębokim przekazem historycznym, co doceniło jury konkursu.
Choć pełny tekst zostanie opublikowany dopiero pod koniec sierpnia w zbiorczej antologii, już teraz możemy poznać fragment opisujący pierwsze lata edukacji autora. To niezwykła relacja z czasów wojny i powojennej odbudowy, kiedy dostęp do nauki był prawdziwym luksusem i wymagał ogromnej wytrwałości.
Życie i działalność Franciszka Hawrysza – przykład dla mieszkańców Lubina
Pan Franciszek to postać niezwykle aktywna w naszej gminie. Jego wieloletnie zaangażowanie obejmuje pracę pedagoga, działalność sportową oraz kulturalną, a także promowanie wartości olimpijskich. Przez ponad sześć dekad inspirował młode pokolenia do rozwoju intelektualnego i fizycznego. Pełnił funkcję prezesa Klubu Olimpijczyka w Lubinie oraz działał w Towarzystwie Kultury Fizycznej, PTTK i stowarzyszeniu „Mistrz Sportu Mistrz Życia”.
Jego historia to nie tylko osobiste wspomnienia, ale również ważny element lokalnej tożsamości, który pokazuje siłę ducha i determinację mieszkańców naszego regionu.
„Moje dzieciństwo przypadło na lata wojenne w związku z tym pierwsze lata mojej edukacji szkolnej były bardzo przerywane. Z powodu zagrożenia atakami ukraińskich band UPA musieliśmy opuścić dom w Hrehorowie i uciekać do polskiej wioski Łukowiec, gdzie mieszkaliśmy ponad półtorej roku. W 1944 roku, gdy na te tereny przyszli Rosjanie, powstała w Łukowcu szkoła podstawowa. Dzięki temu właśnie tam ukończyłem klasę I. Moim nauczycielem był Marian Burdzy – wieloletni radny powiatowy, który pochodził z Łukowca. Uczęszczałem również na katechizm i w 1945 roku otrzymałem komunię świętą. We wrześniu 1945 wyjechaliśmy na Ziemie Odzyskane i to właśnie tam rozpocząłem naukę w IV klasie szkole podstawowej w Skowronkowie, która powstała w 1946 roku. Szkołą kierowała Tekla Podhorodecka, która wykształciła i wychowała całe pokolenia. Ciekawostką jest to, że młodzież w mojej klasie była przerośnięta od 2 do 5 lat; każdy z nas był w różnym wieku i miał poziom wiedzy na różnym poziomie. Następne klasy (V, VI i VI) ukończyłem w Krzeczynie Wielkim – wiosce oddalonej o 2 km od Skowronkowa. Uczyłem się dobrze, możliwość nauki był dla mnie przywilejem. Raz zapytany przez sąsiadkę ze Skowronkowa o to, jakie mam stopnie, odpowiedziałem: „Jakbym nie miał bardzo dobrych, to nie wiem, co by mama powiedziała”. W 1951 roku skończyłem szkołę podstawową i zostałem przyjęty do Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Lubinie. Było to jedyne liceum ogólnokształcące w Lubinie w tamtych czasach. Niestety, po dwóch tygodniach nauki, wezwał mnie do siebie pan dyrektor mówiąc, że: „Od jutra nie jesteś już uczniem naszej szkoły”. Byłem bardzo zdziwiony tą wiadomością i pytając go, co jest powodem takiej decyzji, usłyszałem w odpowiedzi : „Niech przyjdzie ojciec, to wyjaśnię”. Na drugi dzień tato przyszedł do szkoły i spotkał się z dyrektorem. Ten powiedział mu tylko, że polecenie wydalenia mnie z liceum przyszło z komitetu powiatowego PZPR, dlatego tam właśnie ojciec udał się następnie, aby wyjaśnić całą sytuację. W tym czasie mój najstarszy brat, Józef, był studentem seminarium duchowego we Wrocławiu i właśnie ten fakt – według sekretarza komitetu powiatowego PZPR – okazał się wpłynąć na ich decyzję o losie mojej dalszej nauki. Sekretarz skomentował to mojemu tacie tymi słowami: „Polska Ludowa potrzebuje inżynierów, a pan chce synów wykształcić na księży”. Ojciec tłumaczył, że ja właśnie chcę być inżynierem, a starszy syn, czyli mój brat, Józef, sam wybrał sobie taką uczelnię i – skoro w Polsce Ludowej istnieją takie uczelnie, to on nie widzi problemu. Niestety, decyzja zapadła i nie mogłem już wrócić do liceum w Lubinie. Bardzo to przeżyłem, płakałem kilka dni, ponieważ bardzo chciałem się uczyć, a niestety nie mogłem. Nie wiedziałem też, czy taka sama sytuacja nie wydarzy się, jeśli zapiszę się do którejkolwiek innej szkoły. W końcu wybłagałem dyrektora Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Lubinie, aby przyjął mnie do VII klasy podstawówki, która znajdowała się w tym samym budynku. Dyrektor zgodził się i powtarzałem rok nauki, aby nie zapomnieć wiedzy, którą zdobyłem w SP w Krzeczynie Wielkim. Przez ten czas szukałem innej szkoły, która by mnie przyjęła na dalsze lata nauki. W 1952 roku zdałem egzamin wstępny do liceum pedagogicznego w Legnicy. Trzeba było też przejść badania medyczne np. badanie słuchu. Była to szkoła czteroletnia przygotowująca nauczycieli do pracy w szkołach podstawowych na terenie całej Polski”
– Franciszek Hawrysz
Ta niezwykła historia pokazuje siłę marzeń oraz niezłomność ducha młodego człowieka pragnącego zdobywać wiedzę mimo trudności politycznych i społecznych tamtych lat.
Cieszymy się z sukcesu pana Franciszka Hawrysza oraz z dumą obserwujemy jego wkład w rozwój naszej gminy Lubin!
Na podst. Urząd Gminy w Lubinie
Autor: krystian