Edward Niebelski z Chróstnika, ma dziś prawie 82 lata. W życiu zawodowym wykonywał różne prace, ale odkąd pamięta zawsze w czasie wolnym ciągnęło go do ludzi, muzyki i twórczości pisanej.

Od zawsze był społecznikiem zaangażowanym w działalność sportową i kulturalną. Przez lata działał także w Ochotniczej Straży Pożarnej w Krzeczynie Wielkim.

To właśnie do Krzeczyna Wielkiego przyjechał w 1946 roku jako 5-latek wraz z rodzicami. Wówczas miejscowość nazywała się Krajewo. Od 29 lat mieszka w Chróstniku, który tuż po wojnie był Brzuchaczowem.

– Moja mama organizowała tu jasełka i różne sztuki, ale wtedy byłem za mały żeby występować. Jako 16-latek pracowałem w Warszawie, później było wojsko. Kiedy się ożeniłem to wróciłem, a że ciągnęło mnie do ludzi, to założyłem kabaret. Pisaliśmy skecze, szyliśmy stroje, występowaliśmy przed bardzo różną publicznością – wspomina Edward Niebelski.

Jeden skecz wbił mu się szczególnie w pamięć. Był o tym, jak woźnica mocno bił osła i zainterweniował milicjant. Zabronił pałować zwierzę i kazał je przeprosić. Woźnica osła więc ucałował i przepraszając powiedział, że nie miał pojęcia, że ten ma w milicji brata. W czasie występów z okazji Dnia Milicjanta, kabareciarze zamienili milicjanta na ORMO-owca. W efekcie wszyscy się ubawili, bo zabawiani milicjanci rechotali ze skeczu a kabareciarze z nich.

Kabaret zlikwidowano, kiedy jeden z działaczy Związku Młodzieży Wiejskiej uparł się, żeby wysłać go na przegląd do Zielonej Góry. Nie mieli na to chęci, czasu i pieniędzy i było po kabarecie.

Edwarda Niebelskiego całe życie ciągnęło do artystycznych i kulturalnych działań. Kiedy po wypadku przeszedł na rentę to okazało się, że swoje talenty może rozwijać także na niwie zawodowej. Został kierownikiem placówki kulturalnej w Krzeczynie Wielkim, która działała przy miejscowym PGR, czyli Przedsiębiorstwie Gospodarki Rolnej.

– W 1983 roku trzeba było uatrakcyjnić dożynki i szef obiecał mi, że jak coś wymyślę to dostanę premię. Z pomysłem stworzenia zespołu muzycznego zwróciłem się do Zbigniewa Kądziołka i Stanisławy Kuriaty i tak powstały „Krzeczynianki” – mówi.

Zespół po wielu perturbacjach i zmianach nazwy działa do dziś jako „Lubin”. Są w nim nadal cztery osoby pierwszego składu. Pan Edward gra na bębnie, śpiewa i ma swoja wyjątkową solówkę, w której tańczy i podskakuje jak młodzieniaszek.

Od lat pisze również różne teksty: piosenki, skecze, wiersze, życzenia, podziękowania.

– Potrafi w krótkim czasie stworzyć rymowankę lub teksty na każdą okoliczność. To zdumiewające i jestem pełna podziwu – mówi Janina Mucha, przewodnicząca Rady Seniorów Gminy Lubin, która to rada wnioskowała o przybliżanie mieszkańcom gminy sylwetek seniorów, których osiągnięcia warto zaprezentować.

Edward Niebelski przekonuje, że warto działać społecznie, coś przekazywać, uczyć, integrować, bo zawsze znajdzie się ktoś kto złapie bakcyla. Dziś jego wnuczki pięknie śpiewają i grają, jedna na saksofonie druga na gitarze.

– Jeździłem rowerem po wsi i ciągle kogoś do czegoś namawiałem. – wspomina.

– Ja jestem domatorką, a męża całe życie gdzieś nosiło. Na początku małżeństwa jeździłam z nim, później były dzieci i wolałam spokój w domu. Nie przeszkadzało mi jednak, że jest taki aktywny – mówi żona Janina.

– Gdyby przeszkadzało, to ja bym zrezygnował – niepytany odpowiada pan Edward. Warto dodać, że pod koniec listopada małżeństwo świętowało 59. rocznicę ślubu.

Bohater naszego artykułu ma duże poczucie humoru i dystans do siebie i świata. Nadal aktywnie działa w zespole, który ma raz w tygodniu próby, a przed planowanymi występami częściej. W wolnym czasie z przyjemnością rozwiązuje krzyżówki i sudoku. Ma także bardzo dobrą pamięć, kiedy opowiada o przeszłości bez problemu wyławia z pamięci różne fakty, daty, nazwiska. Każdemu życzymy takiej energii i zapału w życiu!


UG Lubin: Muzyka i pisanie to jego odskocznia od codzienności